Text: Viktor Novák
Z jednej strony żyję w "NIEBIE" przez ostatnie lata. Jestem rezydentem Freeride Bikepark Kalnica przez 7 miesięcy każdego roku, pracując jako budowniczy tras ze świetnym zespołem przyjaciół, z możliwością budowania naprawdę progresywnych tras i linii, które nie są często spotykane w Europie Środkowej. Przez pozostałe 5 miesięcy podróżuję campervanem i jeżdżę na rowerze lub nartach, kiedy tylko chcę.
To powinno wydawać się idealnym freeride'owym stylem życia i było moim marzeniem, odkąd miałem 10 lat i po raz pierwszy zobaczyłem film "Roam". Mam wszystkie możliwości, aby rozwijać się na rowerze, ale tak się nie dzieje. I tu pojawia się "HELL".
To było na imprezie o nazwie FlatoutDays 2022. Zestaw ogromnych 20+metrowych skoków dla zaproszonych riderów, którzy jeździli na nich przez tydzień. Brałem udział już po raz trzeci i miałem szacunek do przeszkód, ale z drugiej strony znałem swoje umiejętności i byłem w stanie jeździć i cieszyć się skokami przez cały tydzień. Pod koniec jednej z ostatnich sesji musiałem być zmęczony, a także trochę przesadziłem i źle oceniłem wybicie na ogromnym 23-metrowym transferze. Skończyło się na locie przez kierę, uderzyłem się w głowę i ramię. Wszystko wydawało się w porządku i nie miałem złamanych kości, tylko obolałe ciało, ale obrażenia psychiczne, których doznałem tego dnia, to coś, czego nie spodziewałem się w najgorszych snach.
Strasznie się bałem, kiedy leciałem na główkę podczas tego skoku i wciąż we mnie to siedzi, ponad rok później. To powstrzymało mnie przed robieniem postępów, nie mam ochoty próbować nowych dużych skoków ani uczyć się nowych trików. Po prostu za bardzo się boję, że się rozwalę, mimo że jeżdżę bardzo dużo i ufam swoim umiejętnościom. Byłem w naprawdę złym stanie, ponieważ nie jeździłem tak, jak bym tego od siebie oczekiwał, a wszystko pogorszyło się jeszcze bardziej podczas naszej imprezy Dusty Days, gdzie zbudowaliśmy nową trasę freeride'ową i zaprosiliśmy wszystkich naszych przyjaciół i ulubionych riderów, aby ją katowali. Byłem zdruzgotany, widząc, jak wszyscy cieszą się skokami, które ja i inni budowaliśmy miesiącami, a ja nie byłem w stanie ich pokonać, ponieważ byłem zbyt przestraszony.
Po tym naprawdę zdałem sobie sprawę, że stresowanie się i parcie do przodu nie ma dla mnie sensu. Powiedziałem sobie, że muszę spędzić lato w jakimś miłym miejscu w górach i zająć głowę innymi rzeczami. Myślałem o miejscach, do których powinienem się udać i wybrałem spośród nich wspaniałe górskie miasto Austrii - Innsbruck. Znałem je już z zimy i jazdy na nartach, ale nigdy nie jeździłem tam na rowerze. Zacząłem szukać spotów i okazało się, że mają tam całkiem nowy Bikepark Innsbruck, a jeden z moich starych przyjaciół ze Słowacji pracuje tam jako budowniczy tras.
Podjąłem decyzję, spakowałem samochód i wyruszyłem w podróż na zachód. Już od pierwszych dni zakochałem się w Bikeparku i ludziach wokół niego. Flowtraile, skocznie, a także świetne naturalne trasy w niesamowitych, zielonych, omszałych lasach i piękne górskie krajobrazy alpejskich szczytów sprawiają, że jest to naprawdę magiczne miejsce. Poznałem resztę ekipy - Toma, Pablo i Richiego. Spędziliśmy razem wspaniały czas i na chwilę naprawdę zapomniałem o moich zmaganiach i cieszyłem się prostym życiem w górach.
Jak zwykle moi dobrzy przyjaciele z Bikes on film pytali mnie, jak się mam i gdzie jestem. Opowiedziałem im o wspaniałych chwilach tutaj, a oni bez wahania spakowali cały swój sprzęt fotograficzny i przyjechali z wielkiej Pragi do otoczonego górami Innsbrucka.
Spędziliśmy wspaniały tydzień jeżdżąc, pływając w jeziorach i kręcąc wczesnym rankiem i późnym wieczorem rowerowe akcje. W końcu stworzyliśmy ten krótki film zatytułowany "Heaven and Hell", również dzięki moim partnerom - Maloja Clothing i Cannondale Bikes, bez których nie byłoby to możliwe.
Przez długi czas nie chciałem o tym mówić i wydawało mi się, że strach jest "tabu" w społeczności rowerzystów górskich, ale tak naprawdę czuję ulgę po opowiedzeniu o tym kilku moim znajomym i teraz w tym artykule i jestem pewien, że są inni ludzie z podobnym problemem. Nie bój się o tym mówić, w końcu wszyscy jesteśmy jedną wielką rowerową rodziną i musimy się nawzajem wspierać.
Walka o to, by iść naprzód, wciąż trwa, ale myślę i mam nadzieję, że mam energię i pasję, by iść naprzód i wrócić do dużych lotów!