Obcokrajowiec rekrutuje do jazdy trzech tubylców z Bogoty – dwóch mężczyzn i jedną kobietę, którzy szykują ambitną wyprawę w spowite gęstymi chmurami górskie szczyty. Nadchodzi deszcz, ścieżki stają się płynne, kałuże zmieniają się w strumienie i kaskady. Czterech jeźdźców, wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi, dosiada nowych dwukołowych maszyn i kieruje się w mniej przyjemną okolicę. Wspinają się pod górę, w deszcz, w mroźny oddech wiatru. Wkrótce znikają za zakrętami i kolejnymi chmurami i dopiero wieczorem wracają od drugiej strony pasma, umęczeni i brudni, ale żywi jak nigdy przedtem. Widzieli ten kraj w sposób, w jaki inni kolarze jeszcze nie mieli okazji. Nowe dwukołowe maszyny odsłoniły nowe oblicze Kolumbii, sprawiły że stare drogi odrodziły się na nowo.
W długiej karierze pisarskiej Gabriela Garcíi Márqueza jest jeden, istotny z punktu widzenia naszej historii ślad:
część swojego zawodowego życia spędził jako dziennikarz dla gazety El Espectador, pisząc między innymi o kolarstwie. Kolumbijski Noblista jest bardziej znany z dzieł, które dały mu jedną z najważniejszych nagród w życiu, to jego epizod z kolarstwem przypomina, jak istotne miejsce ten sport zajmuje w tożsamości Kolumbijczyków. „Mówimy, że to piłka nożna jest sportem narodowym”, twierdzi Mauricio Ordóñez, współwłaściciel bike studia i kawiarnii Fuga w Bogocie. „Uważam, że to właśnie kolarstwo jest i zawsze było naszym sportem narodowym”.
Wysoko w górach miłość Kolumbijczyków do kolarstwa pięknie prezentuje się na tle urzekających krajobrazów, jest łatwo namacalna, doświadczalna, natychmiastowa. Any na wysokości 3500 metrów nie odpuszczają, są wszędzie w tobie - w głowie, w sercu i w płucach. Kolumbijczycy radzą sobie z Andami za pomocą rowerów.
Ponieważ Kolumbia to w większości góry, więcej jest kolarzy górskich. Według statystyk zaledwie jeden na dziesięć rowerów sprzedanych w tym kraju to rower szosowy a dziewięć to MTB. W rozrastającej się metropolii Bogoty kolarstwo szosowe kwitnie wyjątkowo łatwo, dzięki świetnym drogom prowadzącym w okalające góry, gdzie można przeprowadzić szybki i skuteczny trening.
Ordóñez, razem ze swoim przyjacielem i sponsorem jego kawiarni, Camilo Jaramillo, przewodzą wyprawie, w której jedzie jeszcze „obcokrajowiec” James LaLonde z Cannondale'a i lokalna kolarka, Ana Bonilla Paez. LaLonde przywiózł ze sobą rowery Cannondale SuperX SE i CAADX SE, wyposażone w opony WTB Riddler 700x37c. Taki rodzaj roweru – przełajowy, gravelowy – nie jest ani trochę popularny w Kolumbii, chociaż miejsc do jazdy gravelowej jest tu w nadmiarze. „Myślę, że Kolumbijczycy są zadowoleni z tego, co już mają i mogą jeździć tymi samymi drogami na okrągło”, stwierdza Ordóñez. „Liczba tych, których kręcą takie eksploracje jak nasza, stale się zwiększa”. To on ustala tempo zmian. Swoją przełajówką i motocyklem enduro zwiedził już sporą, bezdrożną część kraju. „Jestem ciekawski z natury i szybko się nudzę, dlatego mam parcie na odkrywanie nowych miejsc, nowych rzeczy. Jestem typem, który lubi nowe wyzwania”. Ordóñez w prostych słowach opisuje wrażenia z jazdy nowym SuperX - „On jest trochę, jak rower szosowy, który chciałby być rowerem górskim. Prowadzi się bardziej agresywnie, jest bardziej zwrotny, zwinniejszy”.
Szutrówki wokół Guatavity, rzadko uczęszczane przez kogokolwiek poza lokalnymi rolnikami i tubylcami, są idealnym poligonem do przetestowania rowerów z grupy SE. „Mając taki rower nie musisz jechać w pustkowie, by się dobrze bawić”, mówi Jaramillo. „Po prostu jedziesz w miejsce, które dobrze znasz i zbaczasz z drogi”. Szosa ma swoją odnogę, szutrówkę o znacznie mniej komfortowej strukturze. „Zawsze trafi się fragment drogi zbyt ostry do jazdy rowerem szosowym, ale mając tego typu sprzęt, jak SuperX czy CAADX w wersjach SE, nie musisz się tym martwić”. Kierują się w górę, zostawiając wygodne asfalty i kolarzy z metropolii za sobą. Kolumbijska część wyprawy bez wahania zjeżdża w trudniejszy element trasy. „Nawet nie mrugnęli okiem, nic ich nie powstrzymuje”, stwierdza LaLonde.
Ordóñez i Jaramillo znają okoliczne szosy na wylot, jednak nie mając ograniczeń typowych dla roweru szosowego, mogą zobaczyć znajomy region z zupełnie nowej perspektywy. Na koniec jazdy, uzupełniając płyny lokalnym piwem Club Colombia i Cerveza Poker, ekipa odtwarza trasę, przywołując najciekawsze jej fragmenty. „Miałem wrażenie, że jesteśmy w jakimś kompletnym pustkowiu, ale popatrzyłem na mapę i nagle olśniło mnie, że znajdujemy się praktycznie obok naszych doskonale znanych tras”, stwierdził Jaramillo.
Na tym polega wolność, jaką dają gravele. Kolumbia dopiero co przyjęła nowy trend na swój grunt, jednak Mauricio i Camilo podłapali go natychmiast. „Musimy sobie sprawić po takim rowerze”, stwierdzają na koniec.
Cannondale SuperX SE
Cannondale CAADX SE